niedziela, 20 lipca 2014

Suma naszych dni, Isabel Allende

Suma historii, które musiały stworzyć pisarza, suma emocji, które musiały znaleźć swoje ujście w literaturze, suma słów, które uformowały niejedną powieść.

Po pierwszym spotkaniu z Isabel Allende, a poznałam ją dzięki „Podmorskiej wyspie”, zakochałam się bez pamięci. Przez wiele lat moim jedynym obiektem literackiego uczucia był John Irving, poprzeczkę postawiłam wysoko, byłam tak oddana, że nie wyobrażałam sobie, aby ktoś mógł mu dorównać, równie mocno przemówić do moich emocji, zawładnąć moją uwagą, moim światem wewnętrznym. Nie szukałam nigdy drugiego Irvinga, nie chciałabym kogoś takiego znaleźć. Przez przypadek znalazłam kogoś zupełnie innego, ale ten ktoś porwał mnie w równym stopniu. I z każdą kolejną książką Isabel Allende moje oddanie rośnie w siłę. Cieszę się, że mogłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej, co ją inspirowało, dzięki czemu powstały tak niesamowite opowieści.

I okazało się, że to nie Isabel tworzy magiczne, niezwykłe historie, a po prostu one dzieją się wokół niej każdego dnia i tylko pozwoliły się opowiedzieć, zebrać wszystkie razem, ukrasić kilkoma bajecznymi epitetami i puścić w świat, ku uciesze takich jak ja. Bo wokół Isabel dzieją się rzeczy niezwykłe, jej najbliżsi to osoby nietuzinkowe, o barwnych życiorysach, podejmujący niecodzienne wybory, przeżywający dramaty i radości, o jakich właśnie czytamy w powieściach i oglądamy w filmach, a nie obserwujemy tak blisko siebie, a jeśli nawet to nie w takim natężeniu, jakie miało miejsce w życiu pisarki. Poznałam już trochę ten jej prywatny świat, a raczej świat, który stał się jej udziałem, gdy przeczytałam „Niezgłębiony zamysł” i teraz mam ochotę na odkrycie Isabel już do końca, czyli lekturę „Pauli”. I wiem, że się nie zawiodę, bo sposób w jaki Isabel opowiada trafia do mnie bez pudła. Bo ona jest wierna sobie i jeżeli polubisz ją za pierwszym razem, polubisz ją na zawsze. I taka intymna opowieść jak „Suma naszych dni” będzie tym, czego potrzebujesz, tym za czym tęsknisz, tym co niezbędne by poznać bliżej, bo przecież chcesz ją bliżej poznać, czytasz i serce płonie, a w głowie masz milion myśli, uczuć, marzeń.

I tak sobie pomyślałam, że jeżeli przyjrzeć się sobie dokładniej, zagłębić się w świecie najbliższych, pogrzebać trochę w życiorysach babć i dziadków, to też można by stworzyć magiczną opowieść. Trzeba tylko wykrzesać więcej wrażliwości, trochę uwagi, dociekliwości, pasji. Wiem, że i wokół mnie żywa jest pamięć o kilku niesamowitych historiach, które dziś zawsze poprzedza „cicho, cicho. Isabel miała 40 lat kiedy napisała „Dom duchów”, może i mi uda się kiedyś dojrzeć do opowiedzenia własnej, oczywiście zupełnie fikcyjnej opowieści.

… póki co uważnie gromadzę inspiracje.

Moja ocena: 4,5/6

5 komentarzy:

  1. Mam jedną książkę tej pisarki w domu, ale jeszcze się do niej nie zabrałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam "Dom duchów" i wiem, że koniecznie sięgnę po inne tytuły tej autorki. Tak wokół nas wiele jest historii. Nie zawsze tylko chcemy słuchać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czasem nie chcemy o nich mówić. Myślę, że taka opowieść o sobie samej i swoich bliskich wymaga nie tylko dużo szczerości, ale i jeszcze więcej odwagi.

      Usuń
  3. ...byłoby świetnie, gdybyś dojrzała do opowiedzenia własnej:)

    OdpowiedzUsuń

nRelate All Blog Sections