Co powiecie na opowieść umiejscowioną w surowym klimacie Oregonu, gdzie za
mgłą nie widać świata, deszcz mży nieustannie, a surowy wiatr hartuje ciało? Co
powiecie na historię o ludziach silnych, ale przez to zamkniętych w sobie,
pełnych namiętności, lecz do bólu samotnych, skłóconych z całym światem, bo szukających
zgody z samym sobą? Co powiecie na historię o losach rodziny Stamperów?
A właściwie, to co powiecie na opowieść o konflikcie pomiędzy braćmi, których
zdaje się łączyć jedynie nazwisko? Bo różnic jest tu zdecydowanie więcej – i tych
widocznych gołym okiem, i tych ukrytych pod płaszczem niewypowiedzianych pretensji,
wstydu, braku akceptacji dla siebie nawzajem.
źródło okładki:http://lubimyczytac.pl |
Hank i Lee są jak ogień i woda. Jeden to wychowany w surowym klimacie drwal
(zresztą tak samo jak jego ojciec i prawie wszyscy Stamperowie), silny, zdecydowany,
nieugięty, takiego charakteru nikt i nic nie może złamać, podczas gdy niewiele
potrzeba, aby złamać, czy też załamać drugiego – młodszego brata. Lee nie
wychował się w Oregonie, nie pracował ramię w ramię w ojcem, bratem i kuzynami,
nie zahartował swego ciała, a jedynie pieścił duszę kontaktem z poezją,
filozoficznymi rozważaniami, fantazjowaniem o tym, co wydaje się nieosiągalne. Lee
Stamper jako młody chłopak opuścił rodzinny dom, a w drogę zabrał ze sobą jedynie
żal i pretensje. Wraz z matką udał się na wschód, z dala od Stamperów, z dala
od tego, o czym wolałby nie wiedzieć, a raczej wolałby, aby nigdy się nie
wydarzyło. A jednak nie tak łatwo uciec, a jeszcze trudniej zapomnieć. Czasem to
niemożliwe. Dla matki Lee jedyną ucieczką okazała się śmierć. On jednak powrócił po
latach do Oregonu, żeby rozprawić się z przeszłością, przez co rozumiał zadanie
bólu bratu, zabranie mu tego, co uważa za wartościowe, co ma dla niego sens, czego
potrzebuje, aby być silnym.
Nie zdradzam co wydarzyło się w przeszłości i jak poukładała się
przyszłość, jedno jest jednak pewne – spotkanie
po latach nie będzie łatwe, ciężko zbudować coś, gdy nigdy nie kładło się
fundamentów. Na niszczenie z kolei jest wiele sposobów i mnóstwo narzędzi do
dyspozycji. Lee może do siłaczy nie należy, ale wie jak uderzyć, żeby zabolało,
wie gdzie celować. Czy uda mu się trafić Hanka?
Polecam recenzję książki napisaną przez Magdalenę Różycką (tutaj). Mnie
skusiła, nie mogłam doczekać się, aż pogrążę się w lekturze, znowu dam się
porwać historii autora niesamowitego „Lotu
nad kukułczym gniazdem”. Polecam powyższą recenzję, ponieważ sama nie
potrafię przekonać do książki „Czasami
wielka chętka”, bo gdy brak tej iskry we mnie, to jak rozniecić ogień w
innych. Lubię sagi rodzinne, historie o zawiłych relacjach międzyludzkich,
szczególnie wśród tych, którzy powinni być sobie bliscy, a jednak nie potrafią.
Szkoda, że Kesey zamiast skupić się na niewątpliwie fascynującej historii, tyle
energii poświecił skomplikowaniu narracji, czyniąc powieść trudną w odbiorze,
momentami wręcz męczącą. Szkoda… to byłaby wspaniała historia. Żałuję, że ważniejszy
był dla autora eksperyment literacki i językowy, a nie ludzie i ich emocje.
Moja ocena: 3/6
Radosnego przeżywania świąt wielkanocnych, czyli szczęśliwego Alleluja!
OdpowiedzUsuń