Książkę dostałam w prezencie, a osoba która
mi ją podarowała przyznała, że wybrała ją ze względu na ładne wydanie. Nie od
dziś wiadomo, że lepiej nie oceniać po okładce.
źródło okładki: http://www.soniadraga.pl
|
Powieść „Trzy silne kobiety” została
wyróżniona w 2009 r. Nagrodą Goncourta (francuska
nagroda literacka). Cóż… Woody Allen kiedyś powiedział, że uważa się go za
intelektualistę, ponieważ nosi okulary, a jego filmy za wartościowe, bo trzeba
do nich dopłacać. Lubię Allena, szczególnie filmy, w których trzymał się Nowego
Jorku, powyższą samokrytykę uważam za kokieterię, ale coś jest w tym co
powiedział. Marie NDiaye napisała, po pierwsze – książkę o kobietach, czyli coś
dla rzeszy feministek, a po drugie – kobietach pochodzących z Afryki, a więc
jak nie polubisz, to można ci będzie zarzucić, w najlepszym wypadku,
zasługujące na potępienie uprzedzenia i nietolerancję. Oczywiście tytułowe kobiety nie mają w życiu lekko i jakoś muszą sobie z tym radzić. Tymczasem nijak sobie nie radzą! Chyba ten przymiotnik w tytule, to tylko jakiś element dopingu, żeby
zaczęły.
Na powieść składają się trzy historie, z
czego tylko jedna, w moim odczuciu, została opowiedziana do końca. Bohaterką
pierwszej jest kobieta, której brak charakteru, drugiej mężczyzna – mąż
niejakiej Fanty, trzeciej kobieta słaba, zagubiona, nieszczęśliwa.
Pierwsza kobieta ma na imię Norah – prawnik,
około czterdziestki, dorastała bez ojca, bo ten wolał skupić się na
wychowywaniu jedynego syna, a nieudane córki pozostawić matce, z którą się
rozstał. Jednak po latach potrzebuje pomocy córki, wzywa ją do siebie, ta
przyjeżdża i chodzi wokół niego na palcach, zastanawia się kim stał się
człowiek, który przed laty nie chciał widzieć w niej córki, przy okazji
zastanawia się nad sobą, roztrząsa wady swojego partnera, a swoją siłę
demonstruje zapewne mocząc się dwukrotnie, podczas stresujących dla niej
momentów. Przyjmijmy, że nie zrozumiałam co autor miał na myśli.
Druga kobieta to Fanta. Nie wiem jaka jest
Fanta i gdzie doszukiwać się jej siły, bo ta część powieści jest o Rudym – jej
mężu. I skoro tylko tyle o drugiej kobiecie, to nie będę już się rozwodzić nad
jej mężczyzną, bo to przecież nie o facetach miała być opowieść. Tak jak w
pierwszej historii zabrakło mi tu zakończenia. Nie rozumiem opowiadania, dla
samego opowiadania, które ostatecznie do niczego nie zmierza.
Trzecia historia była z tego wszystkiego
najlepsza. Jej bohaterką jest Khady Demba, młoda wdowa, która po śmierci męża
została zupełnie sama – bliscy męża nie poczuwali się, aby przygarnąć ją pod
swoje skrzydła, w Afryce nie miała bliskich, więc wyrusza do Europy, gdzie
mieszka jej siostra Fanta. Zdradzę, że nigdy tam nie dociera. Rzeczywiście należałoby
być silnym, żeby znieść to, co przygotował dla niej los. Niestety Khady
czerpała siłę tylko z tego, że jest Khady Demba (dosłownie), a to, jak się
okazało, o wiele za mało, żeby wygrać w grze, w którą przyszło jej grać.
Nie lubię krytykować książek, dlatego staram
się unikać takich, które moją krytykę mogą sprowokować. Gdyby to nie był
prezent, pewnie ominęłabym szerokim łukiem.
Moja ocena:
1/6
O kurczę, ja na pewno nie przeczytam tej powieści...
OdpowiedzUsuńCzas to nieocenione dobro, w mojej ocenie szkoda go na tą pozycję. Mojego mi trochę przy tej lekturze ubyło, ale z troski o czas innych nie mogłam ocenić książki łagodniej.
UsuńA ja sobie kupiłam tę książkę i czeka na czytanie.
OdpowiedzUsuńTo teraz mam mieszane uczucia, ale będę jednak chciała sprostać wyzwaniu.
Wiesz, to moja subiektywna ocena, a wyrażona tak emocjonalnie, bo taka po prostu moja natura. Poczułam się trochę oszukana, treść nijak nie sklejała mi się z tytułem. Ale ktoś mądrzejszy wyróżnienie tej książce przyznał, więc może to, że do mnie nie trafia, nie znaczy, że nie trafi do Ciebie. Daj znać po skończonej lekturze jak wrażenia:)
Usuń