sobota, 26 kwietnia 2014

Baśń, Jonas T. Bengtsson

W życiu jak w baśni – czasem trzeba pokonać niejednego upiora – i tego czyhającego w ciemności i tego pielęgnowanego w sobie.

źródło okładki:czarne.com.pl
Ciągle w drodze, wciąż przed czymś uciekając, chwytając z locie najpotrzebniejsze rzeczy, tylko te, bez których nie da się ruszyć w dalszą drogę. A ta zdaje się nie mieć końca. Dlatego lepiej się nie przywiązywać, nie przyzwyczajać, nie nawiązywać bliższych relacji, bo już jutro miejsce, które wczoraj zdawało się być domem, będzie jedynie kolejnym punktem na mapie przeszłości. Ojciec i syn, niczym baśniowy król i książę, uciekają przed tajemniczą białą królową i jej orszakiem. I nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy natkną się na kogoś z białych. Nie wiadomo gdzie przyjdzie im szukać kryjówki i kim będą w tym nowym miejscu. Bo aby zmylić białą królową, trzeba zacząć wszystko od nowa, stać się kimś zupełnie innym.

A przed czym tak naprawdę uciekają ojciec z synem, dlaczego nie płacą za bilet do kina czy za zakupy w sklepie i czy to na pewno nie jest kradzież? Kim jest ojciec – ogrodnikiem, stolarzem, ochroniarzem czy też filozofem? To dobry czy zły bohater? A może to po prostu bohater zagubiony i nieszczęśliwy? Ile ofiar zostawiają za sobą, opuszczając kolejne miejsca, które przestały być bezpieczne? I które z tych ofiar to ofiary śmiertelne? Czy istnieje w ogóle jakiś cel tej podróży? Pytania można mnożyć i mnożyć. I chociaż już skończyłam czytać, nie wiem czy znam wszystkie odpowiedzi…

„Baśń” to historia o tym jak dzieciństwo kształtuje dorosłość, jak dorosłe ręce rodzica, niczym dłonie rzeźbiarza, za pomocą przez siebie tylko wybranego rodzaju dłuta, kują, szlifują, polerują. I czasem nie da się stworzyć siebie na nowo, bo dłuto to weszło tak głęboko, że już nie sposób zmienić raz nadanego kształtu. Można co nieco podszlifować, ale i tak na zawsze pozostanie się synem swojego ojca. Tak właśnie jest w tej historii. Nawet jeżeli Peter przestanie uciekać przed białą królową, to na pewno znajdzie sobie swojego upiora. Czy uda mu się go pokonać? A może niektóre z lęków da się jedynie oswoić? Właśnie o tym jest ta opowieść.

Lubię styl Bengtssona, oszczędny w słowach, a jednak tak pełen treści. Podoba mi się, że nie tłumaczy rzeczywistości, ale pozwala nam ją oglądać i wysnuwać samodzielne wnioski. To mnie zauroczyło w „Submarino” i dlatego też sięgnęłam po „Baśń”. Czy znowu dałam się uwieść? Na pewno dałam się zaskoczyć. Liczyłam na kolejne spotkanie ze światem, w którym może być tylko gorzej, gdzie dobre zakończenie nigdy nie nadchodzi, gdzie nie ma ładnych ludzi i happy endów. A tymczasem, jak to w baśni, dobro walczyło ze złem. I nie jest chyba tak bardzo ważne kto wygra, ważne, że walka została podjęta. Bo samo podjęcie walki daje nadzieję na szczęśliwe zakończenie. A czy takie rzeczywiście będzie? Warto przeczytać, aby to sprawdzić.

Moja ocena: 4/6  

2 komentarze:

  1. Zapowiada się niezwykle ciekawie... nie słyszałam wcześniej o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bo proza Bengtssona zasługuje na uwagę. Jeżeli się skusisz, to zacznij od "Submarino". Mnie poraziło, przygnębiło, wstrząsnęło. Naprawdę mocna rzecz!

      Usuń

nRelate All Blog Sections