„Gdybym musiał powiedzieć o swoim życiu tylko
jedno zdanie, powiedziałbym to: kiedy miałem siedem lat, listonosz najechał mi
na głowę. W hierarchii wydarzeń kształtujących osobowość nic nie może się z tym
równać (…)”.
źródło okładki: http://www.znak.com.pl |
Tak rozpoczyna się historia, którą Brady Udall ironicznie zatytułował
„Cudowne życie Edgara Minta”. I rzeczywiście życie Edgara obfitowało w
najróżniejsze cuda i przypadki – przeżył bliskie spotkanie z kołem furgonetki,
liczne obrażenia głowy, które regularnie następowały po tym wypadku, również
nie skutkowały poważniejszymi konsekwencjami, nawet samobójczy skok w przepaść
nie pozbawił Edgara życia ani nie uczynił go kaleką. Cud? Przypadek? Te dwa pytania
jak echo pobrzmiewają w całej powieści.
Dzieciństwo Edgara obfitowało w wydarzenia,
które naprawdę hartują ciało i charakter. W wieku siedmiu lat ulega tragicznemu
wypadkowi, który, o dziwo, nie pozbawia go życia, ale rodziny. Uzależniona od
piwa matka i zdziwaczała babka uznają, że Edgar nie mógł przeżyć wypadku
(wszakże wszyscy widzieli jak krew tryskała mu uszami) i po prostu o nim
zapominają. Wydawałoby się to niemal niemożliwe, ale Edgar wraca do zdrowia. W
otoczeniu szpitalnego personelu oraz zdecydowanie posuniętych w latach
pacjentów odzyskuje siły, a jedyne zauważalne
konsekwencje wypadku to moczenie się w nocy oraz niezdolność odręcznego
pisania, dlatego też od tej pory każdą myśl utrwala pisząc na maszynie. Zresztą
słowo pisane niezmiernie go fascynuje, czytanie tekstów powypisywanych na
ścianach toalet staje się jego pasją. Kolejną jest kolekcjonowanie rzeczy
pozornie niepotrzebnych (takich jak np. kostka toaletowa czy kamyk, który
wypadł mu z głowy).
Nie będę zdradzać szczegółów, ale droga życia
Edgara nie jest usłana różami, wypadek z pocztową furgonetką to tylko początek
przygód, w których trudno oczekiwać „happy endu”. I zastanawiam się tylko czy
więcej pecha ma Edgar, czy ci którzy się z nim stykają. Bo sam Edgar wychodzi w
wielu opresji cało, a ból który niesie to ten doświadczony przez kogoś
bliskiego obok. Z całej tej historii płynie jednak jedna ważna myśl – można
znieść wszystko, jeśli w oddali widzi się jakiś sens swego istnienia, trzeba
mieć powód, żeby być silnym czy żeby po prostu być. Koniecznie trzeba mieć taki
powód.
Od pierwszej strony zaczarował mnie sposób opowiadania
tej niecodziennej historii. Cieszę się, że narrator nie próbował chwytać
czytelnika za serce i odwoływać się do głosu jego sumienia, a opowiedział losy
Edgara pół żartem pól serio, groteskowo, pozwalając sobie na czarny humor. Nie
mogłam oderwać się od lektury, czytałam ją w każdej wolnej chwili, jednak gdy
dotarłam do końca, poczułam, że czegoś mi w niej zabrakło… Zaczęłam zastanawiać
się co to takiego i zrozumiałam, że zabrakło mi sympatii dla głównego bohatera,
a przecież to o niego w tej historii chodziło. Z zainteresowaniem obserwowałam
co się jeszcze wydarzy w życiu Edgara, ale uczucia, prawdziwe emocje wyzwalały we
mnie osoby, które go otaczały. Podobał mi się Cecil i jego siła charakteru, rozumiałam
Mózga, jego potrzebę zaznaczania swojego terenu, swojego ja, współodczuwałam ze
zbuntowaną i zagubioną Sunny. Nawet doktor Barry Pinkley na swój sposób trafił
do mojego serca, poczułam jego desperację, smutek, samotność. W swoim nędznym
życiu udało mu się dokonać czegoś wielkiego – waląc z całych sił w klatkę
piersiową dzieciaka, którego przejechała furgonetka, uratował mu życie i
uczepił się tej historii, postanowił już zawsze roztaczać nad tym dzieciakiem
swój parasol ochronny, czy będzie on tego chciał czy też nie, niezależnie od
tego czy drugi raz będzie w stanie kogoś ochronić, bo przecież nie potrafił
ocalić samego siebie.
Edgar, chociaż to jego niezwykła historia
jest tematem powieści, nie jest tak zajmującą postacią. Cały czas czekałam co
złego go jeszcze spotka, zastanawiałam się jakie nieszczęścia będą charakteryzowały
kolejny etap w jego życiu, ale to ludzie, którzy go otaczali interesowali mnie
przede wszystkim. Nie wiem czy taki był zamiar autora, czy Edgar miał być tylko
marionetką, którą doświadcza los, a prawdziwe emocje rodzą się obok niego.
Warto jednak zapoznać się ze światem, który otaczał Edgara, bo Brady Udall
opisuje go wyśmienicie.
Moja ocena: 4,5/6