Opowieść o
emocjach, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, a także tych z samym
sobą.
źródło okładki: http://www.empik.com
|
Moira Stone, główna bohaterka stworzonej przez Susan
Fletcher historii, opowiada o swoim
dzieciństwie i dorosłości, o poczuciu wyobcowania i osamotnienia, o
kompleksach, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Opowiada o tym dlaczego
usłyszawszy raz w swojej charakterystyce słowo „dziwna” nie potrafiła już być
typową nastolatką, przykładną córeczką, wzorem kochającej żony, a przede
wszystkim siostry. Dlaczego postanowiłam tak zaakcentować rolę dobrej siostry,
której nie udało jej się sprostać? Bo to właśnie jej młodsza siostra Amy jest
odbiorcą snutej przez Moirę opowieści.
Amy uległa wypadkowi i leży w śpiączce. Energiczna, pełna
radości życia i pozytywnej energii nastolatka zostaje przykuta do łóżka i
pozbawiona kontaktu z otoczeniem, z najbliższymi. A jednak to właśnie w tym
momencie nawiązuje z nią kontakt jej starsza siostra, i to dopiero wtedy za
wszelką cenę próbuje się do niej zbliżyć, uratować zmarnotrawiony czas, który
miały, gdy Amy była zdrowa, gdy tak pragnęła kontaktu i bliskości Moiry. Czy
uda się zbudować więź z drugą osobą, gdy ta już nie może tego odwzajemnić,
pokazać, że rozumie i kocha mimo wszystko? Czy można jeszcze ocalić siebie,
zburzyć mur, który wznosiło się wokół siebie latami i w końcu zaufać, pokochać,
uwierzyć?
Gdy Miriam, matka Moiry, była z nią w ciąży, spotkała
Cygankę, która położyła jej rękę na brzuchu i powiedziała „Dziewczynka.
Ciemnooka”, a potem dodała „Dziwna”. I ten właśnie moment stworzył bohaterkę
powieści. Znała tą historię i chyba czuła, że wisi nad nią swego rodzaju
klątwa, z której nie chce bądź nie potrafi się wyzwolić. Inna jako dziecko,
inna na etapie dojrzewania, wyobcowana już w okresie wkraczania w dorosłość. To
co teoretycznie powinno stanowić o jej wyjątkowości, wprawiało ją w kompleksy,
zabrakło obok kogoś, kto uświadomiłoby jej jak bardzo jest wartościowa, piękna
i kochana. W mojej ocenie zawiedli rodzice, to przez nich wkraczała w świat
nieufna, niedowartościowana, przekonana, że może liczyć tylko na siebie.
Zabrakło rozmowy… I później już nie potrafiła uwierzyć, że inteligencja może
stanowić o jej wartości, a jedynie widziała siebie zza szkieł okularów, które
mogły ją tylko szpecić. Szczupła sylwetka nie była powodem dumy, a kompleksów, więc
jak mogła uwierzyć, że ktoś mógłby ją pokochać? Szczególnie, że nie wierzyła w
miłość, którą powinna wynieść z rodzinnego domu, bo przecież ona spędziła młode
lata w szkole z internatem, a ciepło rodzinnego ogniska było zarezerwowana dla
młodszej siostry Amy. Nie wierząc z miłość, nie mogła pokochać tej, która w
ocenie Moiry pozbawiła ją tego uczucia. Nie potrafiła w pełni zaufać, uwierzyć,
że dobro, które ją spotyka jest naprawdę, że nie rozpryśnie się jak bańka
mydlana, a w obawie przed tym sama burzyła to co piękne, bo lepiej własnoręcznie
zniszczyć, niż znowu dać sobie to odebrać. Dopiero ból, którego nie mogła się
spodziewać, strata, na którą nie była gotowa, powoduje, że próbuje
przeanalizować siebie na nowo, zrozumieć i może coś zmienić, naprawić.
Przynajmniej to, co jeszcze naprawić można…
Lubię historie, po których nie da się prześlizgnąć, ale
trzeba na nie spojrzeć z każdej strony, zrozumieć, poczuć, odnaleźć w sobie
emocje, które czasem staramy się wyciszyć, nie myśleć na co dzień o tym co jest
gdzieś tam głęboko we mnie i dlaczego tam się znalazło. I właśnie takie są „Ostrygojady”.
Moja ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz