Kiedyś robiłam mojemu mężowi wyrzuty o
to, że nie daje mi kwiatów. Spowodowane było to tym, że moja koleżanka
spotykała się w tamtym czasie z
chłopakiem, który dosłownie zamienił jej pokój w ogród. Głupia, głupia, głupia!
Przecież ja zamiast zwiędłych róż i tulipanów mam półki pełne książek,
czekoladki, które tak uwielbiam, co jakiś czas pyszny obiad czy też po prostu
umyte okna.
Ostatnio dostałam właśnie taki cudny
prezent, którym teraz chcę się pochwalić – jest to jedyna książka Irvinga dla
dzieci, czyli „Odgłos, jaki wydaje ktoś, kto stara
się nie wydawać żadnych odgłosów”. Historia opowiedziana w tej pięknie wydanej
książeczce pochodzi z powieści „Jednoroczna wdowa”. W wersji dla dzieci
opowieść nie jest tak mroczna, włos nie zjeżył mi się na skórze, ale klimat z
oryginału udało się zachować. I oczywiście zaczyna się jak w oryginale –
zdaniem niektórych, to najlepsze zdanie rozpoczynające opowieść.
Strasznie się cieszę z tego prezentu – nie tylko dlatego, że dostałam go bez okazji, nie dlatego też, że to
tak trudny do nabycia okaz, ale przede wszystkim dlatego, że mam obok kogoś kto
spełnia moje małe marzenia. Nawet mam takich osób kilka, przy czym zaznaczam,
że ja zawsze przedkładam jakość nad ilość, więc te osoby, o których myślę
to zdecydowanie najlepsza marka! Cieszę się, że je mam.
Ale zanim już się na dobre
rozkleję, podzielę się kilkoma ilustracjami z mojego prezentu:) Doskonale oddają klimat opowieści.
P.S. Ale na Dzień Kobiet były żółte tulipany, nie wspominałam o tym, ale mam słabość do żółtych kwiatków.
Czy jest szansa by zechciała Pani sprzedać tą książeczkę?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam