niedziela, 9 marca 2014

Zło, Jan Guillou

Czasem żaden wybór nie jest dobry, chociaż dobro to jedyne czego się pragnie.
źródło okładki: http://www.wab.com.pl

Czternastoletni Erik jest regularnie bity przez swojego ojca. Codziennie budzi się ze świadomością, że zostanie za coś ukarany, może okazać się na przykład, że ma już za długie włosy, ale niewykluczone też, że po wizycie u fryzjera ich długość nadal nie będzie do zaakceptowania i wtedy trzeba wymierzyć kolejne 20 batów. To zresztą najniższy wymiar kary, od tego zawsze się zaczyna. Dzień w dzień. Bo powodów jest wiele – a to Erik źle trzyma widelec, a to po prostu jest. Erik nauczył się znosić ból, nauczył się też ból zadawać. Po wyjściu z domu, w którym nie ma wyboru i zawsze musi być ofiarą, udaje się do szkoły, w której to on demonstruje swoją siłę. Ale Erik nie jest zły. Nie chce bić, ale też nie wie jak od przemocy uciec. Po wydaleniu ze szkoły podstawowej w Sztokholmie, trafia do prywatnej szkoły z internatem w Stjärnsbergu. To miejsce budzi nadzieję na nowe lepsze życie, na życie bez przemocy. Nikt tu nic o nim nie wie, może być inny, może skupić się na swojej edukacji, bo wykształcenie to jedyne na czym mu teraz zależy, bo aby być kimś musi mieć dyplom. Poza tym to miejsce jest z dala od domu, z dala od ojca, a i tutejsi nauczyciele nie stosują kar cielesnych. Wydaje się, że tu będzie inaczej, lepiej. Wydaje się tak tylko przez moment…

„Zło” to brutalna książka, nie ma w niej strony wolnej od przemocy fizycznej lub psychicznej. Nie ma w niej strony, która niosłaby nadzieję, bo cały czas czujesz, że dobro, które pojawia się na horyzoncie jest tylko pozorne. Jeżeli nawet przez moment bohater odczuwa spokój, to jest to uczucie podobne do tego, gdy myślisz, że nic ci już nie grozi, ale i tak cały czas oglądasz się przez ramię, czujesz pulsowanie w skroniach i oglądasz się zlękniony za siebie, bo słyszysz za sobą kroki, których nie ma. Ale one się pojawią, nie ma co do tego wątpliwości, dogonią w najmniej oczekiwanym momencie i powalą na kolana, zdepczą, zostawią z odciskiem buta na twarzy. A potem spróbuj znowu wyjść w mrok i iść przed siebie z podniesioną głową. Nie jest to łatwe, do tego trzeba mieć w sobie niespotykaną siłę, trzeba mieć charakter przez wielkie CH. Trzeba być zawsze silniejszym od samego siebie. Taki właśnie jest Erik.

Po pierwszych czterdziestu stronach myślałam, że nie dam rady czytać dalej, doświadczenia Erika mnie przerastały, nie potrafiłam udźwignąć tego co przeżywa, nie chciałam na to patrzeć. Jednocześnie jednak nie potrafiłam odłożyć tak genialnej książki, tak dobrze napisanej, tak do bólu plastycznej. Czułam tą złość, gniew, przerażenie i bezradność. Polubiłam Erika, rozumiałam go i czułam żal, że brak tego zrozumienia wokół. Czułam to najlepsze słowo, aby krótko zrecenzować tą powieść.

Czasem nawet najlepsze wybory i decyzje nie przynoszą dobrych rezultatów, a sprawiedliwość to pojęcie bardzo subiektywne. I uciekając przez największymi koszmarami zdarza się, że tylko biegamy w kółko. Niektóre historie są z góry skazane na złe zakończenie. A może nie? Sama nie wiem co myśleć o tym. Na pewno trudno mi będzie przejść do kolejnej lektury po rozstaniu z tą. 

Książkę poleciła mi koleżanka, powiedziała po prostu – „pewnie ci się spodoba”. Nie uprzedziła, że na lekturę muszę się przygotować psychicznie, że przez tydzień nie będę myślała o niczym innym, że będę czuła jak łzy złości i bezradności cisną mi się do oczu (także teraz, gdy próbuję o tej książce opowiedzieć). Ja uprzedzam – nie będzie lekko i bezboleśnie, ale naprawdę warto poświęcić się tej historii. Zdecydowanie polecam! 

Moja ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

nRelate All Blog Sections